Aleksandr Koc, Zachar Prilepin: Powitanie z bronią

Od Redakcji: Prezentujemy tłumaczenie wywiadu udzielonego prasie przez Zachara Prilepina, który wywołał niedawno burzę medialną w Rosji i poza jej granicami. Prilepin (ur. 1975), były działacz Partii Narodowo-Bolszewickiej i oficer specnazu, weteran wojen w Czeczenii, jest obecnie jednym z najpopularniejszych pisarzy w Rosji, znanym również w Polsce, gdzie wydano m.in. jego „narodowo-bolszewicką” powieść „Sańkja” (2006, wyd. pol. 2008). Jak ujawniono w wywiadzie, od niedawna służy w siłach zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej.

W kultowej w Donbasie piosence Aleksandra Sklara „Miliony” padają następujące słowa:

Kiedy zbliża się wojna,
Nie możemy uciekać, nie możemy się kryć,
Wystarczy wybrać broń, którą będziemy się bić.

Wydaje się, że Zachar Prilepin przez ostatnie trzy lata wypróbowywał cały arsenał ludzkiej kreatywności: pomoc humanitarną, której tony dostarczył do Donbasu, muzykę, słowo,  które po obu stronach linii frontu rozpalało serca ludzi. Przez ostatnie lata oficjalnie pełnił stanowisko doradcy przywódcy DRL.  Co jeszcze pisarz mógłby zrobić dla Donbasu?

Specnaz literatury

Jestem na terenie jednostki wojskowej w Doniecku. Grupka żołnierzy ćwiczy się w obsłudze broni. Powoli zbliża się Zachar – w kamuflażu i z tetetką przy biodrze. Oto major Prilepin, zastępca dowódcy batalionu sił specjalnych DRL. Oficer polityczny. Albo polityk. W Donbasie spotykamy się nie pierwszy raz, od dawna jesteśmy na „ty”.

– Zachar, właśnie wydałeś książkę „Pluton”, poświęconą pisarzom, którzy jako żołnierze i oficerowie uczestniczyli w wojnach i konfliktach. Teraz dowiadujemy się, że sam chwyciłeś za broń…

– To nie ma nic wspólnego z literaturą. Moje życie wiązało się kiedyś ze służbą [Prilepin jako oficer OMON uczestniczył w obu wojnach czeczeńskich – przyp. tłum.]. Nie chcę popadać w patos, ale jest jasne, że Donbas leży w strefie odpowiedzialności nie mieszkańców Donbasu czy Ukrainy, lecz przyszłej Rosji. Jeśli uda się nam tutaj, uda się nam wszędzie, w dowolnym kierunku. Jeśli tu nie osiągniemy nic, nigdzie niczego nie osiągniemy. Mam pewne możliwości i nie widzę powodu, by z nich nie korzystać. Z mojej inicjatywy powołaliśmy ten oddział i będziemy dążyć do tego, by na białym koniu wjechać do pobliskiego miasta, które zostało z różnych powodów opuszczone.

– Jacy ludzie służą w batalionie?

– 90% z nich to żołnierze. W większości tutejsi. Wiedziałem, gdzie ich znaleźć. Z całą pewnością będzie nas więcej. Powiedzieli: potrzebny jest batalion. Zebraliśmy batalion. Teraz zgłasza się do nas dużo towarzyszy z Rosji. Piszą: przyjmijcie nas, chcemy, przyjedziemy. Wśród nich przeważają towarzysze moich rozmaitych działań politycznych i parapolitycznych.

– Czujesz, że idziesz drogą bohaterów „Plutonu”?

– Kiedy zacząłem pracę nad książką, przyszły mi do głowy słowa: „Stoi za nami specnaz rosyjskiej literatury”.  Wiedzieliśmy, że gdzieś służyli Gumilow i Lew Tołstoj… Ale lista jest o wiele dłuższa. Od XVIII wieku naliczyłem ponad stu poetów i pisarzy rosyjskich, których życie było bezpośrednio związane ze służbą wojskową. Samozwańcy literatury rosyjskiej przekonują, że rosyjski pisarz to cherubinek na chudych nóżkach, którego obchodzą tylko łzy dzieci i tym podobne poruszające rzeczy. Ci ludzie mocno i aktywnie wspierają stronę ukraińską. Jeśli przyjrzymy się wojnie 1812 r., wojnie krymskiej, a szczególnie tłumieniu powstania styczniowego, zobaczymy, że duża część arystokracji kibicowała Polakom i innym przeciwnikom. Podczas wojny 1812 r. na salonach Moskwy mówiono: „Może stanąć z Napoleonem, jak reszta świata? Jak te oświecone narody…”

– Teraz historia się powtarza?

– To konflikt, który pojawia się w każdym stuleciu. Część arystokracji i inteligencji, tak zwani postępowcy, broni interesów obcych sił. To utrzymuje nas w formie. Nie martwię się tym za bardzo.

„Nie czuję się pisarzem”

Z majorem Prilepinem ruszamy ku południowym granicom zbuntowanego Donbasu. Jedziemy po słonecznym Doniecku. Z ulicy Artioma na prospekt Leniński. Stamtąd na lewo, w rejon Bosse. Pętla tramwajowa przy “Donieckgormasz”. Opowiadam Zacharowi o straszliwym bombardowaniu w styczniu 2015 r. Rankiem wskutek ukraińskiego ostrzału zginęło tu na miejscu piętnastu cywilów.

– Nasza „postępowa arystokracja”, o której wspomniałeś, zupełnie tego nie widzi.

– Owszem. Cały ten niesławny humanizm rosyjskiej inteligencji zawsze był czystą hipokryzją. Wiktor Szenderowicz powiedział, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za Awdiejewkę [po zaciętej walce miasto zostało niedawno zajęte przez siły ukraińskie – przyp. tłum.]. Dość powiedzieć, że na Donieck przez ostatnie dwa tygodnie spadło ponad dziesięć tysięcy pocisków różnego kalibru. Giną cywile. Komunikacja w dużej mierze zniszczona. Nie mam nic do dodania. Wszystko zostało już dawno powiedziane. Wszystko jest jasne. Zostaje tylko wybór – jesteś z nami czy z nimi? Tu czy tam?

– Przyjechałeś „tu”. Chwyciłeś za broń. Jest szansa, że będziesz musiał strzelać. Nie przeszkadza ci to?

– Nie, zupełnie mi nie przeszkadza. Nie obchodzi mnie ta gadka, że jestem pisarzem i przecież nie muszę nic tutaj robić. Chcę – piszę. Nie  chcę – nie piszę. Trwa wojna. Jak podczas wielkiej wojny ojczyźnianej. Wszyscy wspaniali towarzysze Simonowa, Dołmatowskiego pisali i nosili broń. I każdy służył.

– Jeśli będziesz musiał strzelać…

– Jestem oficerem. Wiadomo, że strzelanie jest konieczne. Tutaj nie czuję się pisarzem. Nie ukrywam, to dość złożona sprawa. Ale bezpośrednio dowodziłem oddziałem – wstyd mówić – dwadzieścia lat temu. Pewne rzeczy są w głowie i przypominają się. Bardzo szybko.

– A rodzina?

– Rodzina mentalnie, emocjonalnie jest ze mną.

Puszkin – „watnik”

Znajoma droga na południe. Ileż to razy przemierzaliśmy ją w tę i z powrotem podczas „aktywnej fazy” wojny… Tam, w Telmanowie, natknęliśmy się na oddział wracający nocą z Nowoazowska do Doniecka. Spytałem, jak droga. Odpowiedzieli, że zwyczajnie – tylko jeden karabin maszynowy z noktowizorem na wzgórzu, jedźcie ostrożnie. Jak można ostrożnie ominąć karabin maszynowy? Zawrócili, zniknęli w mroku. Po chwili na pole wyjechał nasz czołg z latarniami. Poczuli piekielną grozę. Zachar wie, co mam na myśli. W ciągu trzech lat nie raz był o krok od schwytania. Czasem gangi trzymały go na muszce. Minuty dzieliły od wycofujących się ukraińskich kolumn. Przez trzy lata Zachar przebywał na froncie więcej niż większość pisarzy na świeżym powietrzu. Krótko mówiąc, mówimy tym samym językiem.

– Próbowałem opowiadać o tym znajomym żyjącym w pokoju. Nie rozumieli. Ty piszesz w sieci o walkach, w których bierzesz udział. Nie żal ci, że jako pisarz zamieniłeś powieści na statusy na Facebooku?

– Nie. To wszystko bzdury. Jeśli przeżyję, nie będę leżał w trumnie, to na napisanie i dwudziestu powieści będę miał więcej czasu niż trzeba. Nie martwię się tym. Wiesz, to samo mówił Puszkin. Był absolutnym imperialistą, „watnikiem”.  Prochanow i Limonow nie są tak radykalni jak Puszkin. I mówił, że wojna jest o wiele ważniejszą lekcją, niż psie wesele naszej literatury. Czaadajew służył dziewięć lat. Najpierw w grenadierach, potem w huzarach pod Denisem Dawidowem. W jakich bitwach brał udział, czego dokonał, za co był nagradzany, te rzeczy badałem kawałek po kawałku. To byli niezwykle odważni ludzie. Tak jak ludzie z Doniecka. Co więcej, nieustannie się pojedynkowali. Dziś w Rosji nie ma już takich pisarzy. Jesteśmy wszyscy chorowitymi dziećmi srebrnego wieku, początku dwudziestego stulecia. Co więcej, mamy nawyk oddzielania – kocham ojczyznę, ale nie państwo. Nie powinniśmy wracać do wieku srebrnego, do sierot po Achmatowej, ale wrócić do złotego wieku. Do czasów Puszkina. Ludzie tamtych czasów mieli więcej niż właściwe wyobrażenie o ojczyźnie i o miłości.

– I nie zawsze byli przyjaźnie nastawieni do władzy…

– To byli dekabryści, pisali posłania „z głębin syberyjskich rud” i tak dalej. Wszyscy byli wywrotowcami, nacbolami. Ale gdy zaczynała się wojna, natychmiast najwięksi liberałowie stawali się „wojowniczymi patriotami”. Piotr Wiaziemski od razu zgłosił się na wojnę z Napoleonem, potem z Turcją. Razem z Puszkinem pisał do Benkendorfa z prośbą o dołączenie do żołnierzy. Był rok 1831. A pięciu dekabrystów – ich bliskich przyjaciół – powieszono w 1825 r. Ponad dwustu, w tym kilkudziesięciu poetów i pisarzy, zesłano na Syberię. Wyobraźmy sobie, że dzisiaj Borys Akunin czy Dmitryj Bykow piszą do szefa tajnej policji: „Chcemy dołączyć do armii”. Nie umiem sobie wyobrazić takiej sytuacji. Puszkinowi i Wiaziemskiemu odmówiono. Co zrobił Puszkin? Pojechał sam konno na Kaukaz, w czarnej pelerynie, z pistoletami pędził obok kozaków. Kozacy ruszyli do ataku, on galopował wraz z nimi. A za nim oficerowie krzyczeli: „Sasza, Sasza, nie porzucaj rosyjskiej poezji!”

Ukraińcy – zagubione dzieci

Wysiadamy w Kominternowie. Tu część batalionu Prilepina będzie służyć na linii frontu. Pozycje ukraińskie są 400 metrów stąd. Żołnierze wyposażają umocnienia, noszą kuchenki, worki z piaskiem. Mówią Zacharowi, co jest potrzebne, czego jeszcze brak. Po drugiej stronie słychać artylerię. Pociski spadają na Sahanki. Przypominam sobie, jak ewakuowaliśmy stamtąd Nastię, dziewczynkę z wadą serca. Jej babcia mówiła po ukraińsku.

– Jest  coś, za co lubisz Ukrainę?

– Kocham język ukraiński. Znam ukraińskie piosenki, poezję, literaturę. Lubię ich wyszywane koszule i kuchnię. Ale nie jako coś ukraińskiego, ale mojego. Moja prababcia była Ukrainką. Nasi nacjonaliści twierdzą, że nie ma Ukraińców, że wymyślił ich Lenin albo powstali w 1995 r. Moja prababcia nie mówiła po rosyjsku. Mówiła w surżyku. To było sto lat temu. Mówienie, że nie ma Ukraińców jest śmieszne. Są Ukraińcy, tak jak są Ormianie, Czeczeni, Jakuci, Mordwini, Czudowie. Rozumiał to każdy pisarz rosyjski, który walczył. Jestem tu z Baszkirami i Tatarami. Najbliższy towarzysz Denisowa był Czeczenem. Kiedy zobaczyłem Motorolę po raz pierwszy, roześmiałem się – prawdziwy Czeczen, tylko z Dalekiego Wschodu. Nawet teraz rzeczy rozgrywają się ponownie. Jesteśmy w miejscu akcji „Cichego Donu”, „Wojny i pokoju”, „Słowa o wyprawie Igora”. Ludzie nie zmienili się od tysiąca lat.  Powieści „Przyjdę do ciebie” Szukszyna. Wszyscy ci buntownicy i żołnierze, których zebrał Razin. Są tutaj. To takie szczęście mieć ich przy sobie. Codziennie, kiedy pracuję z żołnierzami, muszę przybierać poważną minę. Ale w środku nieustannie się uśmiecham.  A Ukraińców i ukraińskiej kultury nie możemy poniżać. Musimy wyciągnąć do nich rękę i powiedzieć, że jedyny naród, któremu zależy na przetrwaniu prawdziwych Ukraińców, wszystkich naszych-waszych wyszywanek, naszych-waszych barszczów i całej naszej-waszej poezji i literatury, to naród rosyjski. Jesteśmy stróżami waszej ukraińskości.

– Niektórzy w Moskwie sądzą inaczej, mówią, że Ukrainę trzeba całkowicie zmienić.

– Jest u nas plutonowy, pseudonim „Hrabia”. Mówi: „Czasami dochodzą mnie głosy z Rosji i z oddziałów, że toczymy wojnę z Ukrainą. Kategorycznie się temu sprzeciwiam. Jestem Rosjaninem. Mówię po rosyjsku. Jestem dzieckiem rosyjskiego społeczeństwa i kultury, ale nie uważam, żebyśmy toczyli wojnę z Ukraińcami.” Ci pseudonacjonaliści siedzący w Moskwie, którzy nie byli tu ani razu, nie mają prawa mówić i pisać o tym, że powinniśmy zrusyfikować całą Ukrainę. Popatrz, „Hrabia” walczy od 2014 r., zabił ponad 250 ludzi i nie toczy wojny z Ukrainą.  A tam siedzą wampiry walczące z Ukrainą z Moskwy. W głowie mi się to nie mieści. Niech przyjdą tu i walczą z Ukrainą. Proszę bardzo!

– Jaki jest ostateczny cel tej wojny?

– Kijów. Nie ukrywamy tego.

– Kijów, by zmienić w nim władze, czy by przyłączyć do Rosji?

– Kijów to rosyjskie miasto. Rosyjskie miasto ukraińskie. Nasze działania są niewielkie. Góra zadecyduje. Ale nie powinna powtarzać błędów, jak z Janukowyczem. Zresztą wszyscy wiedzą, że postawienie na czele jakiegoś Sidorowa, Tymoszenko czy Medwedczuka skończy się podobnie – tacy ludzie nie po czterech latach, ale już po miesiącu wycofają się ze wszelkich porozumień i wszystko zacznie się od nowa. Na górze wiedzą, że to nie jest żadne rozwiązanie. Celem – cała Ukraina. Innego celu być nie może.

– Czym kierujesz się w życiu?

– Wierzę w Boga. To zupełnie oczywiste. Jest dobry, cierpliwy i wspomaga każdego. Ludzki umysł nie może pojąć, jak bezgraniczna jest Jego łaska. Bóg jest. Trzeba się starać ze wszystkich sił. Szczerze wierzę, że Rosja jest święta, Bóg istnieje, a człowiek umiera. To proste rzeczy. Jesteśmy zbawcami świata. I musimy być tego świadomi. Nie jesteśmy obrońcami tradycji, to słowo może mieć dowolne znaczenie. Jesteśmy obrońcami człowieczeństwa. Bronimy tego, co czyni człowieka człowiekiem.

– Po drugiej stronie wierzą w tego samego Boga.

– Jest jeden dla wszystkich. Tamte dzieci są zagubione. Był tu Deki, legendarny serbski snajper. Opowiadał o chłopaku z „Azowa” wziętym do niewoli, całkowicie zideologizowanym. Posadzili go w piwnicy, dali podręcznik historii dla siódmej klasy. Przeczytał, zmienił zdanie. Został tu, z naszymi. I teraz walczy. Są po prostu zwiedzeni. Nie wiedzą o pewnych rzeczach. Muszą do nich dojść.

Rozmawiał Aleksandr Koc

Źródło: „Komsomolskaja Prawda”

Publikacja powyższego wywiadu wywołała trwającą do dziś burzę medialną wokół Zachara Prilepina. Ukraińskie służby wydały nakaz jego aresztowania; reprezentująca pisarza niemiecka agencja Wiedling zerwała z nim współpracę. Po wywiadzie skierowano do niego wiele pytań, na które odpowiedział w formie wideo. Poniżej przedstawiamy transkrypcję jego wystąpienia.

Proszono mnie był powiedział, co następuje. Batalion, w którym służę mieszkańcom Donbasu, szykowany był od zeszłego lata, powstał w październiku i nigdy nie ukrywałem, że przyjąłem w nim funkcję zastępcy dowódcy. Nie mamy komisarza politycznego, to był żart. Na Facebooku, w rubryce „praca”, wpisałem „oficer armii DRL”. Konto zostało niedawno bez uzasadnienia i ostrzeżenia zamknięte przez administrację serwisu. W sieci krąży mnóstwo moich zdjęć w mundurze. Odbyliśmy wspólną konferencję z Aleksandrem Zacharczenką, przywódcą DRL, z którym współpracuję od grudnia 2015 r. Zamieszczałem filmy z żołnierzami mojego batalionu, pisząc wprost: to mój batalion. Przekazywałem najświeższe doniesienia z linii frontu, do których cywile z zasady nie mają dostępu. Zatem wszystko było dość oczywiste.

Coś niewiarygodnego stało się jednak po publikacji wywiadu ze mną przeprowadzonego przez korespondenta wojennego Aleksandra Koca. Rankiem otrzymałem ponad trzysta telefonów. Jednocześnie dzwoniono też do administracji i ministerstwa obrony DRL.

Mój pierwszy wniosek: dziennikarzom rosyjskim brak ciekawości. Ściślej, jeśli przez miesiące, a nawet lata są jej pozbawieni, to nagle potrafi się w nich obudzić ogromna ciekawość. Z kanału NTV dzwoniono kiedyś do mnie w sprawie reportażu. O mnie. Odmówiłem. „Pozwól nam. To przecież nic aż tak ważnego”, nalegali. Zaśmiałem się.

Pięć miesięcy później nagle stało się to ważne i zostało zauważone przez wszystkich. Za tydzień znowu nie będzie ważne. Życie w formacie wiadomości telewizyjnych.

Zdradzę pewien sekret.

Moi przyjaciele z REN TV przeprowadzili właśnie pięciogodzinny maraton muzyczny w Moskwie, Petersburgu i Doniecku zatytułowany „Dość zabijania”. W pełni pokojowy. By zebrać pomoc dla dzieci z Donbasu. Prosili o pomoc liczne rosyjskie media. Poza dwoma wszyscy odpowiedzieli: „Wiecie, jesteśmy medium rozrywkowym, to nie nasz temat.” To też było nieważne.

Nie mam wam nic do powiedzenia, drodzy rodacy. Daj Boże, abyście pewnego dnia, będąc w kłopotach, nie usłyszeli, że „nie jesteście ich tematem”.

Pytania, które zadawali mi dziś dziennikarze, poza jednym czy dwoma, też nie budziły szczególnej wiary w ich zrozumienie problemu. Ludzie, tu jest wojna, myślicie o tym chociaż raz w miesiącu? Kształcicie dziennikarzy, czy czekacie, aż wam z nieba spadną?

Pytanie: Jakie są plany Twojego batalionu?

– To jak pytać: „jakie masz plany na wakacje?”. Odpowiadam: zająć plaże Tajlandii.

– Czy będziesz strzelać?

– Tak, na plażach Tajlandii, korkami od szampana. Generalnie w batalionie odpowiadam za zachowanie pokoju i wymagam od innych totalnego pacyfizmu.

– Czy Twoje dzieci są z Tobą w Doniecku?

– Na głowę upadliście?

Pytanie (zadane poważnie): Czy toczysz z żołnierzami konwersacje o życiu?

– Tak. Pełnię funkcję kapelana i psychologa. Ponadto na Nowy Rok przebieram się za choinkę. Wszyscy pytają o te same rzeczy. Zapomniałbym, za każdym razem słyszałem pytanie: „Kto cię do tego skłonił?” Odpowiadam zupełnie poważnie: Puszkin.

Dodaj komentarz