Raport Xportal.pl: Kurdyjskie problemy z ochotnikami z Zachodu. O „Archerze” i innych mitomanach

Kwestia udziału we współczesnych konfliktach ochotników z krajów nie wspierających oficjalnie żadnej z walczących stron pozostaje kontrowersyjna, w szczególności w przypadku dwóch najbardziej „medialnych” wojen ostatnich lat: konfliktu w Syrii i powstania w Donbasie. W tym drugim przypadku, podobnie jak podczas wojen w dawnej Jugosławii (1), po obydwu walczących stronach można było spotkać ochotników z państw zachodnich oraz z Polski. Inaczej ma się sprawa w Syrii; być może biorąc przykład z bardzo złych doświadczeń niepodległego Iraku z „pomocnikami” z Zachodu (2), rząd syryjski dopuszcza na kontrolowanym przez siebie terenie jedynie obecność aktywistów i korespondentów wojennych, skrupulatnie pilnując, aby nie dochodziło do sytuacji angażowania się przez nich w walkę zbrojną (3). Tym samym chcącym zasmakować bliskowschodniej wojennej awantury, a niekoniecznie popierającym samozwańczy kalifat „Państwa Islamskiego”, pozostaje jedynie dołączenie do sił kurdyjskich, w szczególności bardzo otwartych na zachodnich „bojowników” Powszechnych Jednostek Obrony (kurd. Yekîneyên Parastina Gel – YPG) wchodzących od niedawna w skład cieszących się kuratelą USA i Izraela (4) tzw. „Demokratycznych Sił Syryjskich”, kontrolujących wbrew literze prawa międzynarodowego znaczną część północnej Syrii. Przyjmowanie przez nich zachodnich ochotników ma oczywiście uzasadnienie propagandowe, kreujące obraz ugrupowania demokratycznego, liberalnego i prozachodniego, a także taktyczne – mówiąc wprost, ochotnicy z USA i Europy traktowani są jako wypadkowa pomiędzy maskotkami, a żywymi tarczami.

Sytuacja ta nie powinna dziwić, zważywszy na fakt, że w konflikcie o tak skomplikowanym podłożu i obfitym w różnego rodzaju regionalne zwroty akcji (5), osoby nieznające języka, spoza kurdyjskiego lub arabskiego kręgu kulturowego i pozbawione wsparcia wywiadowczego mają bardzo nikłe szanse skutecznego działania o charakterze militarnym, bez względu na doświadczenie w innych realiach czy poziom własnego wyszkolenia. To proste spostrzeżenie umknęło najwyraźniej znacznej części polskich odbiorców, których przez ostatnie cztery miesiące (od marca 2017) raczono informacjami o rzekomym udziale „działającej niezależnie od YPG” grupy polskich „weteranów jednostek specjalnych” w walkach przeciwo Państwu Islamskiemu w północnej Syrii. Strona na Facebook’u „Archer – <<Grupa Zadaniowa Gniew Eufratu>>” zdobyła istotny zasięg, a prowadzący ją sympatyczny wąsacz o pseudonimie „Archer” doczekał się wywiadów zarówno w „Gazecie Wyborczej” (6) jak i TV Republika (7). Pojawiły się co prawda wątpliwości co do prawdziwości zamieszczanych przez niego treści: we wspomnianym wywiadzie dla GazWybu słowa Archera kwestionuje gen. Polko, a w połowie maja anarchistyczny, wspierający Kurdów z Rożawy fanpejdż „Rewolucja Świadomości” zamieścił wpis zawierający dość celne pytania na temat faktycznego charakteru pobytu Archera w Syrii (8). Mimo to, dobra passa trwała dalej a niektóre środowiska patriotyczne i narodowe żyły kolejnymi doniesieniami Archera, mimo że te czasami były co najmniej zastanawiające (9):

CZYTAJ  OOTD - co to znaczy?

Sława skończyła się nagle, gdy 22 czerwca Archer zdecydował się usunąć (lub ukryć) swój pieczołowicie rozbudowywany fanpejdż, po tym, gdy w komentarzach pojawiły się te wypowiedzi:



(Cześć, jestem Jesper i jestem w Rożawie od 2015, jestem rzecznikiem SDF i YPG wobec europejskich mediów i polityków. Dostałem pewne raporty parę godzin temu na temat tego Archera. I żeby być szczerym, sporo tego co pisze tutaj na FB jest mocno przesadzone i nie ma on własnego oddziału.

Raporty które dostałem są podobne do tego co pisze ten “para knaz”. Ale bardziej szczegółowe i podpisane przez kilku ludzi z Zachodu. Archer, dowódcy Akademii także chcą z tobą porozmawiać. Nie mogę nakazać ci, żebyś przestał publikować kłamstwa. Ale jeśli będziesz to dalej robił, ludzie zaczną rozmawiać z mediami. Mam nadzieję, że pozostaniesz bezpieczny, ale paru ludzi z Zachodu jest naprawdę wkurzonych i zrobią wszystko, żeby cię wydać.

Pozdrawiam, Agit Isvech [Jesper])

Jesper Söder jest faktycznie tym za kogo się podaje (bojownikiem YPG o korzeniach szwedzko-kurdyjskich i jednym z rzeczników SDF), natomiast nie był w stanie odpowiedzieć na nasze pytania w sprawie Archera – 24 czerwca w niejasnych okolicznościach został on pojmany przez inną frakcję kurdyjską (10).

Komentarze innych Kurdów i ich zachodnich „maskotek” z Rożawy naprowadziły nas jednak na prawdopodobne pierwotne źródło odwrócenia się medialnego szczęścia od Archera: serię postów z 17 czerwca demaskujących ochotników z USA i Europy, którym przyznano niewdzięczne role tyłowe, a którzy w wywiadach i wpisach w mediach społecznościowych kreowali się na super-komandosów. I tak, według słów Archera jego grupa to m.in. ośmiu Polaków („weterani GROM-u, Formozy i Jednostki Wojskowej Komandosów”)  działających samodzielnie („-Jesteśmy tu jako wolontariusze, działamy jako niezależna jednostka do zadań specjalnych.”), ratujących całe ofensywy („– Pełnimy funkcję jednostki sił szybkiego reagowania. Kiedy gdzieś na froncie dzieje się coś złego, dostajemy sygnał, ładujemy sprzęt i jedziemy zamknąć temat. Czasem wolniej, czasem szybciej, ale zawsze go zamykamy”) i biorących udział w operacjach specjalnych za liniami wroga („- Jedna z naszych czterech sekcji bojowych w marcu brała udział w desancie w okolicach tamy [w Tabaka].”). Jak wynika z wpisów zamieszczanych przez zdenerwowanych taką mitomanią Kurdów, prawda wygląda jednak zdecydowanie inaczej – zachodni ochotnicy notorycznie kłamią na temat swego udziału w walkach, a na miejscu potyczek zjawiają się jako służba tyłowa, po tygodniach albo miesiącach od rzeczywistych działań, po czym zaczynają pozować do zdjęć i filmów na tle śladów wymiany ognia i kreować się na bohaterów.

CZYTAJ  Charlie Sheen - nie żyje? Czy to prawda?

W komentarzach znajdujemy także wątek tyczący się bezpośrednio kłamstw jednego z domniemanych członków grupy Archera, pozującego z nim do zdjęć:

Jeden z kurdyjskich zwolenników oczyszczenia atmosfery wokół Archera i jego domniemanego oddziału odpowiedział na kilka naszych pytań, mówiąc o Archerze wprost: „Dużo gada, nie jest żadnym dowódcą… Nigdy nim nie będzie. Trzyma się z tyłu. Na swoich filmach nie był w strefie ciężkich walk, tylko strzelał w losowych kierunkach. My wszyscy [wypełniamy rozkazy dowództwa YPG/SDF]”.

Wygląda więc na to, że “turystyka wojenna” Archera w północnej Syrii powoli dobiega końca z uwagi na rosnącą niechęć kurdyjskich “gospodarzy” wobec niego i jemu podobnych ochotników. Tym lepiej, gdyż prędzej czy później tereny te z pewnością powrócą pod kontrolę niepodległej Syrii i jej sojuszników, a wtedy jego los byłby niepewny. Sami doceniamy ułańską fantazję i nie potępiamy w czambuł wszystkich inicjatyw tego typu (choć ze względu na nachalne przedstawianie jej jako czysto polskiej krucjaty pro-kurdyjskiej, ta była zdecydowanie szkodliwa); zależy nam jednak na rzetelności i prawdomówności biorących w nich udział. Samemu sympatycznemu wąsaczowi znanemu przez chwilę jako “Archer” nie życzymy źle, dlatego poznane w toku naszego internetowego śledztwa jego prawdopodobne dane osobowe zachowamy wyłącznie dla siebie.

Jeżeli chcecie zacząć obstawiać mecze, to warto wykorzystać kod promocyjny Superbet, który ułatwi Wam pierwsze kroki w zakładach bukmacherskich.

Dodaj komentarz